poniedziałek, 10 lipca 2017

Toksyczni rodzice cz. I


Dziewczyna, lat 18. Mądra i wrażliwa istota. Utalentowana artystycznie. Chciała zostać aktorką. Mając 16 lat przyszła wraz z mamą, by zapisać się na zajęcia teatralne. Stała za plecami mamy i nieśmiało spoglądała prowadzącej w oczy. Matka powiedziała do prowadzącej teatr: „wymyśliła sobie, że chce być aktorką, nie umiem wybić jej tego z głowy, więc postanowiłam, żeby spróbowała.” Dziewczyna dołączyła do zespołu teatralnego. Była zjawiskowa w swojej autentyczności, kreatywności i pracowitości. Bardzo dojrzała jak na swój wiek. Z czasem zaczęła jednak niknąć w oczach, słabnąć. Podczas szczerej rozmowy z prowadzącą powiedziała, że matka postanowiła zapisać ją na dwa języki obce, dodatkowe korepetycje z biologii i chemii, ponieważ uznała, że najlepiej dla nie będzie, gdy zostanie lekarzem. Zawód prestiżowy i dobrze płatny. Aktorstwo, to według matki zwykła fanaberia. Dziewczyna tak nie uważała. Robiła wszystko, co w jej mocy, aby zadowolić wymagania matki. Tylko w ten sposób mogła uczestniczyć w tym, co sprawia jej przyjemność: 
w zajęciach teatralnych. Matce to nie wystarczało. Gdy na świadectwie pojawiła się ocena dobra, a nie bardzo dobra, matka uznała, że zajęcia teatralne odciągają córkę od nauki. Postawiła ultimatum: „wszystkie oceny bardzo dobre, albo kończysz z teatrem”. Córka dzielnie godziła naukę, dodatkowe korepetycje i zajęcia teatralne, które również wymagały od niej dużego zaangażowania. Gdy córka spóźniała się do domu, matka często nie otwierała jej drzwi. Dziewczyna głodna i zmęczona po całym dniu wysiłku w szkole, po zajęciach pozalekcyjnych i próbach w teatrze wołała z płaczem prosząc o wpuszczenie jej domu, przepraszając z całych sił za spóźnienie. Nic to nie dało. 
Córka spała pod domem. Gdy miała choć trochę siły, wspinała się po murze, by wejść przez okno do swojego pokoju. Na drugi dzień matka witała ją lawiną pretensji, oskarżeń i wyzwisk. 
Do tego dołączał się ojciec, wyzywając dziewczynę od ladacznic. Dziewczyna mimo tych głęboko krzywdzących upokorzeń nie poddawała się. Nadal starała się realizować oczekiwania rodziców, mając nadzieję, że gdy ich w końcu zadowoli, otrzyma wsparcie i zgodę na to, by mogła spokojnie rozwijać się artystyczne. Prowadząca teatr wspierała dziewczynę, wskazując możliwe rozwiązania. Dziewczynka próbowała rozmawiać z rodzicami, pisała do nich listy, poprosiła, by zapisali ją do psychologa. Na nic te wysiłki. „Psycholog?! To hańba dla rodziny!”-krzyczała matka. Koniec z tym twoim teatrzykiem”. Zakaz był nieodwołalny. Dziewczynie w jednej chwili zawalił się cały świat. Podniosła się z tego. Oddała się w pełni nauce. Emocjonalną pustkę zaczęła wypełniać kontaktami wirtualnymi. Poznała chłopaka, podobnego do niej, ale ogarniętego mrokiem. Pisał o samookaleczaniu – to według niego było lekarstwem na wewnętrzny ból. Wciągnął dziewczynę w swój krwawy świat, zauroczył. Próbowała tego, co on. By uśmierzyć swój ból i zaimponować jemu. Pojawiła się obsesja na jego punkcie. Dawał jej to, czego nie otrzymywała od rodziców: zainteresowanie, uczucie, zrozumienie, akceptację – w wydaniu patologicznym, ale dla okaleczonej przez rodziców dziewczyny – zbawiennym. Gdy się nią znudził, zaczął ją od siebie odsuwać, dla rozrywki bawić jej uczuciami, manipulować. Dziewczyna była zdolna do wszystkiego, by on „kochał ją” tak jak wtedy, gdy się poznawali. Matka zauważyła, że córka ma problem. Córka opowiedziała wszystko matce. Matka wywrzeszczała: „sama jesteś sobie winna, głupia jesteś, jedziemy do lekarza, chcę wiedzieć czy nie jesteś w ciąży”.  Tak gigantyczny stres stał się dla dziewczynki nie do wytrzymania. Podjęła próbę samobójczą. Potem kolejną i kolejną… Nie chciała umierać. Pragnęła nie czuć bólu i być kochaną. Matka zaaferowana sobą nie widziała, że jej dziecko umiera.
Pomiędzy próbami samobójczymi i kontaktami z wirtualnym chłopakiem dziewczyna intuicyjnie zwróciła się do swojego dobrego, realnego kolegi i prowadzącej zajęcia teatralne. Rozmowa i wsparcie z ich strony pomagały dziewczynie. Granica między życiem i śmiercią, na jakiej znalazła się dziewczyna, spowodowała, że matka przez moment spojrzała na nią ciepłym wzrokiem, ujrzała jej stan. Zrozumiała, że terapia jest jedynym ratunkiem dla jej dziecka. Według tej matki problem tkwi w dziecku, a nie w niej.

U podłoża toksyczności rodziców leżą między innymi ich zaburzenia, frustracje, nieuświadomione kompleksy, toksyczne środowisko, w którym byli wychowywani. Matka z tego opowiadania pragnęła, by jej córka osiągnęła to, czego ona z różnych powodów nie mogła. Dziecko było dla niej narzędziem do samoulepszania. Matka realizowała swoje ambicje nie widząc w dziecku odrębnego człowieka, nie widząc jego uczuć i potrzeb.

Niestety bardzo często dzieci są narzędziem w rękach rodziców, workiem treningowym, w którym wyładowują swoje napięcia. Bezbronne dzieci przyjmują rodziców bezkrytycznie. Rozwijają się w zabójczym środowisku, umierają po cichu z przekonaniem, że takie patologiczne relacje są czymś normalnym. Wyrastają na kopie swoich rodziców, nie posiadając własnej tożsamości idą przez dalsze życie powielając schematy wyniesione z rodzinnego domu. I tak powstaje błędne koło cierpienia, w wyniku, którego społeczeństwo zwiększa się o sfrustrowanych nauczycieli, którzy powinni być ogrodnikami, lekarzy, którzy powinni być muzykami czy o muzyków, którzy powinni być prawnikami. Powinni być tym, kim czują, że chcą być.
Mamy wpływ na swoje życie. Toksyczna rodzina nie jest wyrokiem.

 Młodzi ludzie, bądźcie czujni na destrukcyjne działania swoich rodziców. Wiem, że przeglądacie sieć w poszukiwaniu wsparcia, w poszukiwaniu ludzi, którzy mają podobne problemy do Was. I bardzo dobrze. Szukajcie środowisk, które są w stanie udzielić Wam pomocy. Czytajcie mądrą literaturę. Uważajcie przy tym, by były to osoby/środowiska/lektury wiarygodne i nieogarnięte mrokiem – jak w przypadku dziewczyny z opowiadania.
Nauczyciele bądźcie uważni na swoich podopiecznych. Nie bagatelizujcie niepokojących sygnałów. Bądźcie uważni w relacji z rodzicami, bo bardzo często źródłem problemów dzieci są ich rodzice. Osoby toksyczne bywają mistrzami manipulacji i stwarzają wrażenie osób wysoce kompetentnych i zrównoważonych. Jeśli macie wątpliwości wczytajcie się w oczy – w nich widać wszystko.
Wy, jako nauczyciele, opiekunowie macie wpływ na przyszłość swoich podopiecznych.



9 komentarzy:

  1. Niestety to częste zjawisko. Sama miałam okazje poznać dzieci, które już w szkole podstawowej mają zaplanowane wszystko przez rodziców , wiedzą kim będą, uczęszczają na kilka zajęć dodatkowych, niekoniecznie wybranych przez siebie. Z rodzicami ciężko się rozmawia, myślą, że robią dobrze, nie lubią gdy zwraca się im uwagę, a nauczyciele? Większość, których spotkałam w swoim życiu woli nie mieszać się do spraw prywatnych uczniów, nie zdając sobie sprawy jak bardzo przyczynia się do ich nieszczęśliwego życia. Myślę, że to temat bardzo ważny i trzeba o nim pisać.

    blahostkidniacodziennego.blogspot.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety niekiedy rodzice nie mają świadomości, że robią krzywdę dziecku różnymi zachowaniami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak w życiu jest niestety...

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba największy problem z dzisiejszymi dziećmi. Zbyt wielka kontrola przez rodziców, którzy nie wiedzą, jaką krzywdę robią swojemu dziecku.

    https://spojrz-na-to-tak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale rodzice też kiedyś byli dziećmi i nabierali nawyków... od swoich rodziców?

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny wpis, świetny blog. :) Zapraszam też do mnie jak znajdziesz czas: https://www.fryzomania.pl/category/szampony-do-wlosow Na pewno znajdziesz coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Złożony i bardzo ciężki temat

    OdpowiedzUsuń